- pobierający z bazy danych wykaz urządzeń,
- testujący pingiem ich dostępność,
- wysyłający e-mail do administratorów w przypadku, gdy któreś urządzenie jest nieosiągalne.
Sprytna odpowiedź brzmi: to zależy. ;)
Zwinny administrator, posługujący się biegle powłoką i językami skryptowymi, popełni w tzw. międzyczasie jednolinijkowca. Jest to bezkosztowe lub bardzo tanie - powiedzmy 0,1 tys. PLN.
Jeśli zrobi to pracownik zewnętrzny, dojdzie jeszcze prowizja handlowca, krótka dokumentacja dla klienta, prezentacja "jak to działa" - powiedzmy że do 2 tys. PLN.
Co jednak, gdy rzecz dzieje się w środowisku objętym zarządzaniem zmianami? Warsztaty wymagań z użytkownikami, dokument analizy, kodowanie, dokumentacja i testy odbiorcze. Całkowity koszt może wynieść bez problemu 10 tys. PLN.
A gdyby to nie było w kraju PLN-ów lecz w którymś zamożnych krajów Europy Zachodniej... ;-)
Do czego zmierzam? Czy zarządzanie zmianami to źródło zła? Odpowiem: to zależy! ;)
Można wysnuć z tego różne wnioski:
- Rzeczy, które są proste i tanie w realiach małej firmy, niekoniecznie są takie w realiach dużej firmy.
- Uwzględniając powyższe, w realiach dużej firmy zakup bardzo drogiego, ale gotowego oprogramowania może być i tak tańszy, niż wdrażanie i wsparcie (TCO) dla oprogramowania darmowego.
- Narzut wprowadzany przez różne standardy i metodyki może podnieść koszty rozwiązania np. o 2 rzędy wielkości, nie zawsze poprawiając jakość rozwiązania.
- W realiach dużej firmy te podwyższone koszty mogą być wciąż zaniedbywalne, a bardziej zwinne firmy zyskują dzięki temu szansę zarobkowania (brutalnie rzecz umując, pasożytują na bezwładnej korporacji sprzedając jej prosty software za wielkie pieniądze).
- Mnóstwo pieniędzy może zostać zmarnotrawionych na wszelkie formy zarządzania i pośrednictwa, a nie na samo rozwiązanie - jest to więc dobre miejsce na szukanie oszczędności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz